Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   163   —

poradzić, jak to zrobić? Przy nim myśli układają się tak potoczyście, tak mądrze i odwaga jakaś w serce wstępuje! Jakbyśmy stąd wyjechali, to i jego-byśmy wziąć z sobą mogli... Na to ojciec dość ma władzy... Trzeba mu to powiedzieć... Kiedyż on wróci? Jakże wolno godziny płyną! Ten Grześ wciąż tylko kłamie... Niczego się dowiedzieć niesposób!
Weszła matka, obrzuciła ją podejrzliwem spojrzeniem, dostrzegła króbkę pełną jedwabiu.
— Czegóż to ci brak?... Mironowna mówiła, że się prosisz do Kazarinowa!
— Tak, mamusiu, brak mi nitek tego odcienia!... — kłamała, pokazując kwiateczek na hafcie.
— Mironowna może iść sama. Doskonale ci wszystko załatwi. Ciebie nie puszczę. Skończyło się. Musisz, dziewczyno, zrozumieć, że według naszej woli postępować powinnaś. Nie pozwolę ci zmarnieć, uschnąć w panieństwie... Nie natom cię chowała...
— Mamo, mamo, ty ich znasz!... Ty sama nieraz na nich wygadywałaś!
— Zapewne, ale cóż począć!? Skąd wziąć innych?... Zresztą znasz ojca, nie powiedziałam mu nawet, żeś mi taką zrobiła awanturę, bo by cię za byle kogo wydał, przez kozaków kazał do ołtarza wlec... Powiedziałam mu, żeś chora i dlatego siedzieć musisz...
— A czy lekcje będę mogła brać?