Strona:Wacław Sieroszewski - Bajka o Żelaznym Wilku.djvu/91

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bramy zamkowej. Wtedy zbieg zwrócił się napowrót pędem do kuchni. Był straszny w rozwiewających się łachmanach, z okiem groźnie błyskającym z pod kudeł baraniej czapy. Służba rzuciła się w popłochu do drzwi, sparła się w nich, skłębiła, wielu upadło na ziemię. Zmartwiały z przerażenia kucharz zakrył jedną dłonią twarz, a drugą żołądek. Zbieg nie miał wszakże zamiaru na nich napadać. Jednym skokiem wdrapał się na sąg drzewa, wyrwał stamtąd jakiś sęk i zaczął nim odbijać ciosy żołnierzy, którzy już go dopadli i próbowali dosięgnąć mieczami. Robił to szybko, zręcznie, postawa mu się wyprostowała, członki nabrały wężowej giętkości. Oprzytomniała ze strachu czeladź piała z radości.
— A to zuch!... Nie daj się!... Pokaż, że i biedni ludzie mają rozum! Oho!... ho!...
Królewna za każdym odbitym ciosem klaskała radośnie w ręce.
Od szczęku oręża, od śmiechu i wrzasku ludzi zrobił się taki gwar, tumult, że na balkonie ukazały się z początku służebne Królowej, a następnie sama Królowa, a za nią wysoka ciemna postać rycerza Tatury. Wszystko ucichło, słychać było jeno szczęk mieczów, uderzających o drzewo, chrzęst zbroi, ciężkie oddechy walczących i dzikie okrzyki nieznajomego. Czas jakiś dwór niewieści przyglądał się ciekawie zapasom, wreszcie królewna krzyknęła z dołu, podnosząc modlitewnie ręce do matki:
— Mamo! Nie daj go zabić!!!
— Stać!... — krzyknął Tatura. — Co to jest?... Co to za człowiek!...
Żołnierze opuścili miecze.
— Nie wiemy, Wielmożny Panie, zjawił się skądciś!... — odpowiedział starszy.
— Ach, tak!... A przecie... ptak tu nie miał przelecieć!... — zauważyła półgłosem Królowa.
Tatura poczerwieniał.
— Zaraz się dowiem, Miłościwa Pani, co to znaczy!... Wasza Królewska Mość pozwoli, że odejdę!...