Strona:Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
251
SPRAWIEDLIWOŚĆ RODOWA.

Pojęcie o odpowiedzialności całego rodu za postępek członka dotychczas żywo tkwi w umysłach jakuckich. „Plama jednego pada na wszystkich“ (Nam. uł., 1891 r.). Jeden z uczestników okrutnego mordu, dokonanego na politycznym wygnańcu w 1891 r. w Baturuskim ułusie, żegnając się ze swym rodem prosił o przebaczenie za cień rzucony na współrodowców, prosił, aby nie pamiętali jego postępku żonie i dzieciom, nie mścili się na nich. „Czego można spodziewać się po nich, oni z nieszczęśliwego, złego rodu“ (Kołym. uł., 1883 r.). „Trzeba być głupcem, żeby oddać dziewczynę za chłopca ze złego rodu, gdzie byli złodzieje i zbójcy... Takie rody nie mają szczęścia (Koł. uł. 1882 r.). „Ty bronisz Boksana, a on brat zabójcy“, objaśniali mi jakuci swą niechęć do wspomnianego jakuta. „Jeżeli mój ojciec i matka byli ludźmi dobrymi, szanowanymi, to i mnie będą ludzie szanować. Przeciwnie, jeżeli przodkowie moi byli niepoczciwi, krzywdzili, zabijali ludzi lub rabowali, wtedy ludzie mogą mówić, a ja muszę milczeć“ (Nam. uł. 1891 r.). „Niech lęka się i przypochlebia ludziom ten, co ma potomstwo. Ja nie mam dzieci, więc nie boję się nikogo. Źle mi będzie, zabiorę się i pójdę w świat, nie będą mieli komu za mnie dokuczać“ (Nam. uł., 1890 r.). Nienawiść rodowa przechodzi z pokolenia na pokolenie. Wrogie sobie rody do dziś wiodą głuchą walkę, mącą sprawy ogólne, przeszkadzają sobie wzajem w wyborach naczelników, procesują się, oskarżają, kradną bydło, z byle czego wszczynają kłótnie i bójki. Słynie z dawien dawna nienawiść rodów „Chamałga“ i „Kichirgeś“ naslegu Chatyngraryn; długo nie można było z tego powodu przeprowadzić prawnego wyboru starosty naslegu i musiała go wreszcie naznaczyć administracya gubernialna (Nam. uł., 1883 r.). W ułusie Bajagantajskira również w moich oczach rozgrywały się rozmaite epizody takiej rodowej nienawiści z powodów na pozór błahych, ale krajowcy mówili tajemniczo: „to od ojców!“ (Bajagant. uł., 1886 r.). W takich wypadkach nawet zupełnie spokojni i obojętni ludzie postępują zgodnie z postanowieniem rodowem, biorą udział w burdach i znoszą w milczeniu nieprawość postępowania zbiorowego, choć w duszy często są po stronie prześladowanych ale: „nie można — gromada kazała!“ Zresztą ten dziwny umysł rodowy z dwóch jednakowych pozornie dla europejczyka wypadków nieraz wręcz przeciwne wyciąga wnioski. „Istotnie: wypadałoby straty rozdzielić równo, ale on... Baturuski I... Nie możemy dla niego swego skrzywdzić człowieka!“ tłomaczyli się sędziowie, wydawszy wyrok jawnie niesprawiedliwy. Innym razem dwunastu poważanych i zkądinąd uczciwych gospodarzy, fałszywie przysięgło w kryminalnym procesie i usprawiedliwiało się rozumowaniem: „Prawda on krzywdziciel, pijak i gwałtownik, dokucza nam, ale on nasz! Co komu do tego, co się wśród nas dzieje. Czyż pozwolimy z tego powodu zjeść cudzoziemcowi naszego człowieka?“. Podwójna etyka rodowa daje się we znaki, zwłaszcza obcokrajowcom, przyjezdnym: tatarom, tunguzom; następnie w miarę zwężenia się rodowych tradycyj, staje się coraz bardziej ludzką, spra-