Strona:Wacław Sieroszewski - 12 lat w kraju Jakutów.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
97
ELLEJ I ONOCHOJ

Ucieszył się Onochoj.
— Zupełnie jak ja!... Chcesz będziemy przyjaciółmi!
Ellej zgodził się, podali sobie ręce. Powiódł Onochoj cudzoziemca do swojej sadyby. Jedli, pili, bawili się, śpiewali, mocowali, tańczyli. Podobał się Ellej staremu — przyjął go za swego — nazwał dzieckiem. Żyli, zdobywali, polowali. Onochoj umie — Ellej jeszcze lepiej umie; Onochoj robi — Ellej jeszcze więcej robi; Onochoj poradzi — Ellej poprawi. Pokochał go stary, zrobił naczelnikiem nad swymi ludźmi, panem, ukochanym synem.
— Tyle lat u nas ten człowiek pracuje, mieszka, wszystko spełnia, wszystko, co każemy, sprawia umiejętnie, cóż mu damy za to, stara, w nagrodę? pyta raz Onochoj żony.
— Ettetej!... Cóż mu więcej dać jesteśmy w stanie nad córę naszą nadobną, ukochaną, trawy zielonej w biegu nie łamiącą, jedwabistą Nurułdan-ko[1]. A mieli oni dwie córki — starszą, brzydką czarną, na którą nikt nie zważał, której nikt nie lubił i — młodszą, której tknąć się do niczego nie dawali, która myć się sama nie myła, — odziewać nie odziewała, a robili to za nią ludzie, która nigdzie nie chodziła, nie pracowała, chyba złotą igiełką jedwabnemi nićmi wzory wyszywała. Słowem imię jej było — „dziewczyna słońce“ (kiuń-kys)!
Pomyślał, podumał Onochoj i przy sposobności mówi Ellejowi:
— Tyle lat u nas służysz, starasz się, pracujesz! Żądaj czego chcesz od nas w nagrodę — niczego ci nie odmówimy! Nic lepszego dać ci jednak nie możem nad córkę naszą ukochaną, nie łamiącą w biegu trawy zielonej, jedwabną Nurułdan!
Ellej nic staremu nie odrzekł, posiedział, posiedział i wyszedł.
— Co on nie gada? dziwił się stary. — Pewnie myśli, rozważa! — domyśliła się stara. A Ellej tymczasem wypatrywał, śledził miejsca, gdzie chodzą tajemnie dziewczęta. Po Nurułdan nic tam nie zostawało, tylko... niby deszcz pokropił, a po starszej siostrze, brzydkiej i czarnej, bieliła się zawsze na ziemi piana puszysta i gęsta, jak wzburzona śmietanka. Czekał Ellej milczał, aż nadeszła pora i znów go stary zagadnął:
— Cóż powiesz: bierzesz, czy nie, to co ci dajemy?
Skłonił się Ellej.
— Twojej pięknej dziewki nie chcę — mówi — a ot jeżeli łaska to dajcie mi Rozczochrany Warkocz!... Tak zwali brzydką córkę Onochoja.
Rozgniewał się stary:

— Ty!... Przebiegły głupcze!! Toś ty taki! My tobie dajemy, co mamy najlepszego, a ty prosisz o to, na co nikt patrzeć nie chce!... Dobrze, bierz ją sobie i wynoś się natychmiast... precz z moich oczu!...

  1. Blapolica. Nur — twarz, ałan — blady, ko — dziewczyna; są to obecnie wyrażenia ustarzałe, nie uważane w mowie potocznej.