Strona:Wacław Sieroszewski - Łańcuchy.djvu/318

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy tu mieszka pani Dowgiełło? — spytała po polsku.
— Ja jestem!... A co pani sobie życzy?
— Chciałabym... Czy nie znajdzie pani dla mnie kącika?...
— Acha, szuka pani pokoiku!?... Żałuję bardzo, ale wszystkie zajęte. Niech pani uda się do hotelu Deko, tam też ziomek właściciel..
Panna Stanisława milczała chwilkę z opuszczonemi oczyma.
— Mam do pani list od pana Dobrzyckiego!... — rzekła wreszcie cicho.
— Acha z Tomska?... To pani z Tomska?
— Nie, jam z Warszawy.
— Acha, z Warszawy!... — powtórzyła staruszka śpiewnym głosem, wycierając ręce o fartuch i opuszczając podwinięte rękawy. — Może pani pofatyguje się do pokojów. I co panią tu do nas z Warszawy sprowadza?...
— Zanim odpowiem, może pani list przeczyta!... Oto on!...
— Jadziu, Jadziu, chodź na chwilę, dojrzyj, żeby mleko nie wykipiało, muszę odejść... Przyjechała pani z Warszawy... A potem przychodź do nas! — krzyknęła Dowgiełłowa w uchylone drzwi naprzeciw i poprowadziła Nawrocką w głąb mieszkania.
— Córkę mam!... Wiecznie chora, zajęta dziećmi, mąż w kopalniach złota...