rozpaczy, straszne, tytaniczne zerwame pętów niewoli: Chmielniczyzna!...
I stanęli przeciwko sobie wyobraziciele i przedstawiciele dwóch potęg ówczesnych: Iwan Bohun i kniaź Jarema Wiszniowiecki. Iwan Bohun, uosobienie wolnego, nieznoszącego kajdanów kozactwa, tego jedynego już teraz reprezentanta »ciemnego jak ta czarna ziemia, w którą go przemocą wciśnięto, lecz posiadającego siłę tytaniczną tej matki ziemi«[1], narodu ukraińskiego — i kniaź Jarema Wiszniowiecki, bożyszcze szlachty polskiej, owych, w rozumieniu narodu ukraińskiego obcych »lachiw« i swoich »nedòlaszkiw«, ówczesnych i teraźniejszych.
Sam typowy »nedolaszok«, zlaszony i na katolicyzm przez Jezuitów świeżo nawrócony, potomek kniazia Konstantego Wiszniowieckiego, tego samego, który, podczas Unii Lubelskiej pod grozą konfiskaty majątku zmuszony do przysięgi, przed Sejmem imieniem narodu ukraińskiego głos zabrał: »Przyłączamy się do Polski — mówił on — jako naród wolny i swobodny, gdyżeśmy jest naród tak poczciwy, jako żadnemu narodowi na świecie naprzód nic[2] nie damy«.
Kniaź Jarema czynami swymi zadał kłam tym słowom.
Jako dobrowolny najemnik państwa obcego, kolonistów obcych, starał się on ten swój naród, ten »Wolny i swobodny«, zdławić i w sługę pokornego, niewolnika obcego narodu zamienić. Przelał on między narodem swym, a sobą i swymi potomkami z ciała i ducha: szlachtą polską na Ukrainie — morze krwi, morze tak wielkie i szerokie, że do dziś dnia wyschnąć ono nie może, że do dziś dnia dzieli ono dwie warstwy — synów rodzonych — narodu jednego.
Lecz może kniaź Jarema położył wielkie zasługi dla