Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Gdy po kilku chwilach wzrok pana Hilarego oswoił się z mrokiem widowni i blaskiem sceny, spostrzegł on z jak największem zdziwieniem, że teatr jest prawie pusty.
Z początku oczom swoim nie wierzył. Ależ tak, najwyraźniej! W pierwszym rzędzie, oprócz kilku znajomych krytyków i redaktora Klepalskiego, siedział oficer służbowy i jakiś opasły jegomość... Tak, to ten... ten handlarz biletami, który mu zawsze dostarcza tę samą lożę... W amfiteatrze nikogo, w lożach pustki, nawet galerya nie zajęta i na paradyzie nikogo nie widać.
Tola niemniej była zdziwioną.
— Papo — szepnęła, — coś się chyba stać musiało... przecież niepodobna, aby się wszyscy mieli tak opóźnić...
— Czy ja wiem! Tu chyba niema co robić? Trzeba wyjść z teatru...
— Chwileczkę, chwileczkę tylko! posłuchaj, co za prześliczna muzyka.
Światowidzki nie zwracał uwagi na scenę, ani na melodyjne dźwięki, kręcił się niespokojnie na krześle, podniósł się wreszcie i wyszedł z loży na dół do bufetu.
— Moje uszanowanie panu prezesowi! — powitał Hilarego subiekt cukierniczy, kłaniając się nizko z poza bufetu. — Koniaczek?