Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/38

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Za pozwoleniem, panie Skrobicki — przerwał Hilary dumnie, — przystąpmy do interesu. Syndykat będzie potrzebował poparcia prasy, więc niech się pan zgłosi do sekretarza po informacye... Nadmieniam, że na rachunku pańskim w kasie jest jakaś suma do podniesienia. To wszystko, co panu miałem do powiedzenia.
Reporter obojętnie wysłuchał propozycyi Hilarego i, bawiąc się niedbale wielkim bronzowym guzikiem swego palta, zaczął ironicznie:
— Dziwię się mocno, że pan możesz mi robić podobną propozycyę!...
— Jakto! — wykrzyknął dotknięty Światowidzki.
— No... bo.... proszę pana! Mówmy otwarcie. Z największą przyjemnością zabrałbym się do roboty, gdyby była możliwą.
— Nie rozumiem!
— Oczywiście jest niemożliwą. Gdyż, pominąwszy pewnik, iż żaden redaktor nie zgodzi się na umieszczenie wzmianki, ośmieszającej własny dziennik, kto u nas uwierzy w instytucyę, która się nazywa syndykatem, dążącym do pochwycenia w swoje ręce wszystkich nici handlu zbożem i normowania później cen tegoż według własnego widzimisię?
— Kiedy pan, widzę, nie chce...