Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/237

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

panów do kasy gubernialnej... tam dzisiaj Wieszkowski będzie odbierał pół miliona. Niechże ci panowie poczekają tam na jego przybycie, a następnie niech go nie odstępują na krok, aż do chwili zamknięcia gotowizny przez pana w kasie. Pan mnie rozumie?
— Najzupełniej.
Kasyer wyszedł, a Światowidzki rozkoszował się jeszcze dźwiękiem własnych słów. — Pół miliona! Jakież to krótkie, ucinkowe, a jakie melodyjne, śpiewne, prawie czarujące! Ile siły, potęgi w tych dwóch słowach!
Chwilowe upojenie szybko minęło.
Światowidzkiego ogarnął nowy paroksyzm zniecierpliwienia. Było po dwunastej. Wtem dzwonek telefonu zawieszonego w gabinecie, rozległ się leniwem staccato. Hilary drgnął, zawahał się, w końcu chwycił za tubę słuchową.
— Jestem! Kto mówi?
— Wieszkowski. Czy pan pjezieś?
— Tak, tak! Ja! Więc?!
— Łotjostwo! Pjotokół okjopny! Joboty nieprzyjęte, będzie śledztwo!
— Co, co?...
— Nieszczęście, panie pjezesie!... Moje uszanowanie!