Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/231

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niech się pan nie fatyguje. Nic ciekawego. Nie mam czasu.
— To mi wszystko jedno! Otóż... odchodzę z obawy odpowiedzialności prawnej. Wieszkowski popełnił cały szereg nadużyć, za które w razie czego można być pociągniętym do kryminału.
— Panie Łamkowski!
— Niech pan nie przerywa, bo ja się muszę wygadać. Czy pan rozumie? Więc uciekam stąd. Chciałem dzielić z panem złą i dobrą dolę...
— Ooo... zbytek poświęcenia!
— Stało się inaczej nie z mojej winy. Panie... czy nie widzisz, nie czujesz, co się dokoła pana dzieje? Dziś drugi. Pensye nie opłacone, rachunki nie uregulowane. W kasie nie mieli dziś pieniędzy na marki pocztowe. Słyszy pan: na marki! Wieszkowski prowadzi pana do zguby. Żebyś pan miał tysiąc rubli, dziesięć tysięcy, sto, nic pan już nie zrobi. Na połatanie i ruszenie z miejsca potrzeba byłoby jutro pół miliona.
Hilary uśmiechnął się szyderczo.
— Jesteś pan równie śmiałym, jak zapalonym. Kogo innego kazałbym wyrzucić, lecz panu powiem, że jutro będę miał pół miliona. Tak!... I ty, młody postrzeleńcze, przesiąknięty dziwactwami idejowemi, jakie wraz z dziurawym workiem szlacheckich tradycyi odziedziczyłeś po