Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/23

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łym wzrokiem na zgiętego wpół lokaja. — Nikogo niema!... Możesz... odejść! Możesz!...
Światowidzki przez chwilę stał na środku gabinetu, czoło tarł ręką i myśli zbierał. Na kalendarz rzucił okiem... Wtorek... nie święto... dwudziesty dziewiąty października!...
Dziesiątki osób codzień o tej porze żebrało chwili rozmowy z nim, wyczekiwało od samego rana, tłoczyło się... Pozbyć się nie mógł płynącej fali ludzkiej... Przerywać musiał audyencyę, lub wprost nie przyjmować interesantów... A dzisiaj nikogo! Niezrozumiały zbieg okoliczności.
I zbliża się mimowoli pan Hilary do okna i spogląda na ulicę. Ludzi pełno, sklepy otwarte, ruch zwykły!... Nigdzie śladu katastrofy, któraby wytłómaczyć mogła niebywały w zajęciach jego codziennego życia wypadek!
Śmieszna rzecz, Światowidzki po raz pierwszy w życiu otwiera lustrzane okno swego gabinetu i wychyla głowę. Powiew zimnego, łagodnego wiatru wpada z rozpędem do pokoju wszechwładnego finansisty.
Nic, literalnie nic zauważyć nie można. U podjazdu stróż rozmawia ze szwajcarem... tu i owdzie mijają się na chodnikach chłopcy w zielonych czapkach ze stosami dzienników...