Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie dopisują. A wszystko wskutek braku ludzi zdolnych i utalentowanych. Pragnąłbym więc wskrzesić tradycyę, zabrać się ponownie z całą energią do pracy, lecz pod warunkiem, że w panu znajdę pomocnika.
— Stai jestem, nogi nie dopisują.
— Za pozwoleniem, wybaczy pan szczerość moją... a umysł, przytomność, pamięć?
Wieszkowski zaśmiał się chytrze.
— He! he! panie pieziesie! Wieśkowski zjeść się nie da. Nie wypjowadzą go w pole. Nie taki on jeszcze niedołęga. Nie!...
— Więc — podjął energicznie Światowidzki — dziesięć tysięcy pensyi, siedm procent od dochodu netto, no i w bliższe pańskie kombinacye nie wchodzę.
Wieszkowskiemu oczy aż błysnęły z ukontentowania, pohamował się jednak i zaczął, siląc się na spokój:
— Dlaczegóżby nie? Tylko nie wiem, w jakim kiejunku mógłbym się stać panu pożytecznym?
— W każdym, drogi panie Hipolicie. Chcę, żeby pan wszystkie nici moich interesów ujął w ręce, a nadto rozpoczął nowe przedsięwzięcie. Teraz wyręcza mnie młody jegomość, niejaki Łamkowski. Usunę go natychmiast na drugi