Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/213

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Et! Cio ja się tam ziajmuję! Latam po piętiach, błagam o komojne, zaiwają mnie nicponie, lokale spadają, domy spadają, wszystko w łeb biezie.
— Czy być może? więc domy...
— Ma się jozumieć. Dawniej każdy nosa zadziejał, chciał mieć apajtamenty, sialony, a dziś sypialnia to największy pokój w mieszkaniu. Nikt się nie pyta o stukateje, ozdoby, fjontowe schody, piincypajne ulice, tylko o wygody, powietsie i ceny. Oj, te ceny! Juś spadły i jeście spadną, bo zaczynają budować kolej ejektjiczną i wypędzili wszystkich szwindlejów.
— Czy być może? Ależ to nowina!
— Ależ pjawda! Właśc wie, nikt ich nie wypędział, sami pojechali. Głupich juś niema, kośtoisy im poobcinali, kontjolować zaczęli, więc nie mieli cio jobić. Nawet ten słynny Wack-Mondal uciekł z Wajsiawy.
— Proszę! A teraz, panie Hipolicie, jak się pan domyśla, wezwanie moje, poza przyjemnością zobaczenia go, miało jeszcze cel inny. Rzecz wyjaśnię krótko i otwarcie. W ostatnich czasach poniosłem kilka dotkliwych strat.
— Któś ich nie poniósł!
— To prawda! Czasy się nieco zmieniły. Prowadzone dotąd przeze mnie operacye niezupeł-