Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

glądał się kosztownościom. Lena tłómaczyła zasady proponowanego interesu.
— Idzie mi o gotówkę — mówiła; — nasi jubilerzy są biedni i sami po większej części nie mają równie cennych biżuteryi. Wszystko zagraniczna robota. Cóż? chcesz, prezesie?! Ani Pustogłowski, ani szambelan pieniędzy nie żałowali, a ja znów byle czego nie brałam... No, ile to podług ciebie jest warte?
Hilary, milcząc, przebierał powoli kolie, pierścionki, bransolety, medaliony, zapinki, wreszcie zawyrokował z przekonaniem:
— Hm! to jest majątek...
— Bez wątpienia. Sprzedawać byle handlarzowi nie chcę, całości nie kupi i rozgada. A ja zaczynam dbać o swoją reputacyę. Lepiej późno, niż wcale. Więc krótko powiem: daj pięćdziesiąt tysięcy gotówką i kwita!... Dasz?
Hilary od razu nie mógł się zdobyć na odpowiedź. Pięćdziesiąt tysięcy rubli, była to istotnie cena bajecznie nizka. Za zawartość szkatułki można było z zamkniętemi oczyma dać i sto dwadzieścia. Był to interes nie do pogardzenia! Warszawski Bank Wekslowy, przyjmujący zastawy, odrazuby mu wypłacił sto tysięcy.