Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

oderwania się na chwilę od gnębiącej go troski, skinął przyzwalająco.
W kilka sekund we drzwiach dał się słyszeć lekki szelest; w gabinecie zjawiła się Lena, lecz jakże niepodobna do tej dawnej baletnicy! Ubrana skromnie, nawet z pewną dozą niewinnego zaniedbania, w jakimś ciemnym kapeluszu, zatraciła ów szyk, charakteryzujący ongi jej strój i upodobania. Twarz jej jaśniała spokojem i powagą — zalotne uśmiechy i wyzywające spojrzenia zniknęły. Hilary mimowoli odnalazł różnicę i nie mógł ukryć zdziwienia.
— Ach... to pani... Lena?...
— Cóż, nie poznajesz mnie, prezesie? Czy tak się zmieniłam?
— Na awantaż... na awantaż... — odrzekł Światowidzki, siląc się na uśmiech. — Proszę, niech pani... Lena spocznie... czem mogę służyć?
— Dziękuję! I proszę cię, abyś się nie wy ilał na komplimenty, bo to wcale nierozczulający anachronizm.
— Skądże znowu... prawda! — ciągnął z gasanteryą bankier.
— Dobrze, dobrze! Niech i tak będzie. O tem kiedy indziej! Przyszłam w interesie... więc od interesu zacznę.
— Jestem zawsze na rozkazy...