Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Papenkleiner rzucił się niecierpliwie na fotelu i po namyśle chwycił za kapelusz.
— Jest pan pobity, co? — zagadnął nie bez zadowolenia Światowidzki.
— Pobity? — powtórzył przeciągle Papenkleiner. — Pobity na całe dwa kroć. Życzę panu szczerze być takiej dobrej myśli, tylko ja nie chcę wiedzieć o tych dobrych interesach.
Tydzień upłynął od chwili opisanej powyżej rozmowy Papenkleinera z Hilarym. Poszukiwania Szwarcwanda i Figelberga nie osiągnęły żadnego rezultatu. Przepadli, jak kamień w wodę. Obadwaj bankierzy przestali się nawet łudzić nadzieją zemszczenia się na oszustach i ze smutną rezygnacyą zaczęli wyglądać terminu zaciągniętych zobowiązań. Dzień ten zbliżał się powoli, lecz i z nieubłaganą stanowczością. Światowidzki kręcił się jak mógł, wytężał usiłowania, łatał wypłaty czem się dało, byle przetrzymać tę stagnacyę. Stanowcza chwila w końcu przyszła: Herszkowicz przedstawił mu wykaz wymagalnych sum i zapytał: co robić?
— Co robić? — szepnął machinalnie bankier — zobaczymy... później zobaczymy...
Sekretarz wyszedł, a Hilary zatopił się w rozmyślaniach. Co robić? Widział się już na skraju przepaści, w którą miał się stoczyć. On, na