Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/175

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że, bądź-co-bądź, zrobił dobry interes, bo i zagrożoną należność ocalił i nadto zarobił w ciągu godziny jakieś czterdzieści procent. Ta cała operacya może się niejednemu nie podobać, ale skoro rzecz załatwiona prawnie, wolno drwić sobie z całego świata... W tem przekonaniu Światowidzki nabrał otuchy, a choć prześladowała go postać rudego Jojny, zjadł obiad z niezwykłym apetytem i po raz pierwszy od dwóch tygodni wypogodził oblicze.
Na drugi dzień z rana zameldowano mu przybycie Papenkleinera. Światowidzki wyszedł coprędzej ne jego spotkanie, przekonał się bowiem, że to jedyny człowiek, z którym można było jeszcze traktować...
Papenkleiner powitał go w zwykły swój hałaśliwy sposób:
— Witam kochanego prezesa! Dawno nie miałem przyjemności!
— Dzień dobry. Jakże zdrowie? Co słychać nowego?
— Moje zdrowie? Zwyczajny groch przy drodze. A co słychać? słychać nową plajtę...
— Któż taki znów?
— Kto? Panie, pan się jeszcze pyta? A Szwarcwand z Figelbergiem może już się napili grodziskiego piwa w Otłoczynie.