Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Że, proszę jaśnie pana, u parcha służą!..
Przy ostatnich słowach Jan instynktownie cofnął się w tył, i na swoje szczęście, bo Hilary w uniesieniu wierzgnął tak silnie nogą, iż stojące obok krzesło upadło o kilka kroków, opodal łóżka.
Kamerdyner spojrzał na twarz pana i przestraszył się. Twarz była blada, usta zsiniałe, wargi drżące. Wreszcie głowa prezesa pochyliła się na poduszki. Hilary omdlał.
Kamerdyner wnet narobił alarmu. Zbiegła się służba i natychmiast zabrała się do cucenia Hilarego razem z Janem na czele. Atoli cucenie w dość niespodziewany sposób zostało przerwane, bo gdy troskliwy kamerdyner pochylił się nad głową swego chlebodawcy z flaszką wody kolońskiej w ręku, został nagle pochwyconym za włosy i z niezwykłą siłą powalonym na ziemię. Tę siłę... reprezentował omdlały prezes...
A był w tej chwili pan Hilary straszny! Z najeżonym na łysawej głowie włosem, z oczyma krwią nabiegłemi, z kurczowo zaciśniętemi ustami, z brwią ściągniętą w niekształtne fałdy, wydawał się uosobieniem furyi...
Służba na widok groźnej postawy pana rozpierzchła się. Jan, wpół czołgając się i stękając z bólu, umknął za innymi.