Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/140

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Naraz wydało się Światowidzkiemu, że znów siedzi w brudnej izdebce u Klejnstocków. Łojówka dopala się w obtłuczonej butelce, dzieciaki brudne wrzeszczą, a Zyzio Naiwny kiwa się nad talmudem tuż obok niego...
Hilary drgnął, oczy przetarł i, jakby chcąc się upewnić, że to było przykre tylko widzenie, zagadał nagle do zzuwającego mu buty Jana:
— A co tam słychać nowego?...
— Et, proszę jaśnie pana, nic dobrego — odpowiedział niechętnie Jan.
— Cóż niedobrego? — indagował prezes.
— Hm! Nie wymawiając, jaśnie pan kilka dni temu rozgniewał się, gdym pytał o akcye krajowe... Głupi byłem i usłuchałem. Dziś brak rozumu kieszenią nadsztukowałem.
— Słuchaj, ty nicponiu! — krzyknął rozzłoszczony Światowidzki. — Milcz!
— Kiedy jaśnie pan każe, będę milczał — ciągnął z zimną krwią kamerdyner. — Dlaczego nie mam milczeć? Kiedy pewno jaśnie pan mojej krzywdy nie będzie żądał i stratę mi wróci. Jaśnie panu to... mucha, a mnie utrata całego dobytku na starość!
— Jutro dostaniesz asygnacyę do kasy!
— Pokornie dziękuję. Już to jaśnie pan nikogo nie skrzywdzi. Tak, że nawet pojąć nie