Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/137

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dwakroć? Oszalałeś pan! Taki punkt, blizko dworca kolejowego, placu bezmiar!... Domy w górę idą!
— Ba! — odparł niestropiony przyboczny sekretarz — wątpię, by dali więcej. Zresztą można się wywiedzieć...
— Można! Trzeba, mój panie Herszkowicz. Pokażesz mi pan oferty. Tranzakcyę załatwić cicho. Pan rozumie? Nie życzę sobie, aby to się przed czasem rozniosło... Teraz... żegnam!...
I znów pozostał Światowidzki ze swemi myślami. A ciężkie one były, burzą brzemienne i jak noc czarne. Po raz pierwszy może w umyśle Hilarego, prócz materyalnej troski, postała troska o córkę. Miłość własna ojca była draśniętą boleśnie. Prezes nie zdawał sobie sprawy ze szczęścia lub nieszczęścia córki inaczej, jak przy urzeczywistnieniu czy upadku jego własnych projektów, a były przecież one świetne... bo łączyły zawsze jego majątek ze starożytnymi laurami herbowymi... Czy tak bardzo Światowidzkiemu imponowały korony hrabiowskie i mitry? Nie! W duchu zawsze drwił sobie z tradycyi rodowych, ale... ponieważ sam ich nie miał... ponieważ dawano mu tylokrotnie uczuć brak «dobrego urodzenia...» więc postanowił je zdobyć za cenę córki. Nie znaczy to, by jej nie