Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Służę, oto należność za powozy, proszę przeliczyć...
Zdzisław pieniądze wziął z zimną krwią i zaczął powoli i uważnie liczyć. Światowidzki zaciął usta.
— Co on sobie myśli!? Ten książę liczy pieniądze tu, u mnie. Nie poczuwa się do tej drobnej delikatności, że Światowidzki nie myli się w rachunku!
Tomkowicz porachował i pośpieszył zapewnić bankiera, że pieniądze są w «porządku,» czem znów go poruszył do żywego, i wstał, zabierając się do odejścia. Hilary stłumił nieukontentowanie.
— Kiedy pan przyśle po ekwipaże?
— E! Co tam! Niech sobie postoją na miejscu — zaczął protekcyonalnie prezes.
— Jak się panu podoba! Żegnam. Moje uszanowanie dla panny Toli.
— Czekaj pan, czekaj! — zatrzymywał poufale Światowidzki — chcę panu maleńką radę udzielić. Któż to widział do tak ostatecznych środków się uciekać! Przecież w pańskim wieku można i w inny sposób uratować sytuacyę i nawet schedę pradziadów potroić...
— A tak, radzi mi prezes bogaty ożenek! Sprzedawać się nie mam ochoty, a do milionerek skłonności w tej chwili nie uczuwam... W małżeństwie szukać będę żony, a nie pieniędzy.