Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zdzisław, widząc wahanie Światowidzkiego, pośpieszył z wyjaśnieniem:
— Zastrzegam się, panie prezesie, przed jakąbądź względnością. Raczy przeto pan nie krępować się: w interesie towarzyskie stosunki nie istnieją. Gdyby zatem...
— Ależ rozumiem! — przerwał Hilary z dwuznacznym uśmiechem — i właśnie traktuję propozycyę po kupiecku...
— Więc proszę. Oto wykaz. Może pan każdej chwili obejrzeć!... Herby pozacierane są lakierem!...
— A ile?...
— Dziesięć tysięcy. Sztuka w sztukę. Kosztowały z górą pięćdziesiąt; obdzierano nas, ale i dziś warte są więcej, gdyby sprzedać pojedynczo.
Hilary, milcząc, zadzwonił na służbę, napisał kilka słów na wydartej kartce z notesu i oddał lokajowi, wydawszy mu krótkie polecenie.
— Kupuję ekwipaże!...
— Zgoda. Kiedy prezes chciałby je obejrzeć?
— Nie trzeba. Znam je doskonale. Bagatela!
Wkrótce zjawił się pomocnik kasyera i doręczył Światowidzkiemu paczkę banknotów, którą Hilary oddał z kolei Tomkowiczowi.