Strona:Wacław Gąsiorowski - Zginęła głupota!.pdf/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Prezes pracuje — szeptała służba, omijając starannie gabinet.
Wieczór zwolna zapadał, wieczór mglisty, zimny, wilgotny. Światowidzki, pochylony nad arkuszem papieru, pisał bez wytchnienia, liczył, zestawiał. Był w zapale, tworzył najzawilsze projekty, z cyfr wyprowadzał świetne kombinacye. Chwilami pot z czoła ocierał, zimną herbatą zwilżał spieczone usta i, tonąc w dymie tytuniowym, patrzył zamyślony przed siebie.
W pokojach Toli było prawie równie cicho... Miss Cetty drzemała, zasunięta w wielki dywanowy fotel na biegunach. W okrągłym japońskim saloniku bankierówny rozlegał się lekki szmer dwóch melodyjnych głosów. Pierwszy przypominał bardzo głęboki ton mowy Łamkowskiego, drugi był uderzająco podobnym do metalicznego szczebiotu Toli...
Wreszcie miasto ułożyło się do snu, do snu nerwowego, niespokojnego, pełnego mar, ponurych widziadeł, snujących się tu i owdzie — do snu trawionego gorączką suchotnika, bo nie brakowało i jęków, i westchnień, i śmiechu spazmatycznego i niezrozumiałego bełkotu.
W mieszkaniu Toli światła dawno pogasły, z okien pracowni Hilarego biły potoki światła. On czuwał jeszcze i pracował. A tak pracować