Strona:Wacław Gąsiorowski - Pani Walewska 01.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dotknął jego ręki końcami palców i odszedł szybko w głąb pałacu.
Hrabia spojrzał ze złością za szambelanem, odgadując instynktownie, że przedłożona skarga nie wielki osiągnęłaby skutek — i powlókł się, wprost zmierzając ku wyjściu.
Przechodząc komnatę, w której grono młodzieży, z Jerzmanowskim na czele, gwarzyło przy winie, żywo rozprawiając nad ostatnią opowieścią pana Pawła — Hercau przystanął.
Krasiński pospieszył zaprosić hrabiego do kompanji. — Hercau ociągał się. Krasiński nie przestawał nalegać.
— Na jedną kolejkę!
— Nie — nie mogę!... Dziękuję!... Czczy jestem!...
— Dobrze powiedziane! — podchwycił Kozietulski. — Lecz pociesz się, że nam wszystkim czczość dokucza!
— No, panie hrabio — siadaj z nami! — zachęcał znów Krasiński.
Lecz Jerzmanowski wstał nagle z miejsca i ozwał się tonem łagodnej perswazji.
— Panowie, wszystkim nam pora! Szambelan łaskaw na nas, ale patrzcież, światła gaszą! Niewypada nadużywać cierpliwości, ani danej nam swobody!
— Jeszcze chwilę! — ozwał się z żalem Krasiński.
— Niepodobna!... Ostatni bodaj jesteśmy!
— Szkoda! — zauważył Franciszek Łubieński. — Ledwie się gadać zaczęło!...
— Mam myśl! — ozwał się raźno Kozietulski. — Jutro niema żadnej asysty!.. Idźmy do „Angielskiego“!...
— Czwarta po północy! — wtrącił Gorajski.
— Płaksa nie ma głosu! — podchwycił raźno Krasiński. — Idziemy do „Angielskiego“ — deklaruję wyciągnięcie kucharza z pod pierzyny i faskę bigosu! Ruszamy. Hrabia z nami!