Strona:Wacław Gąsiorowski - Mędrala.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szony rad każdemu udzielał. A niech no przyszło w gminie zebranie, sprawa w sądzie, spór jaki, już ci tam Michał najpierwszy gada i dowodzi za dziesięciu.
We wsi Stęporek zachowanie miał — nie ma co! Bo i świata zwiedził kawał, siła rzeczy widział i słyszał. Bogiem a prawdą, nie bardzo tam Michał tego rozumu się najadł, bo można nie jedno usłyszeć i zobaczyć, a należycie nie pojąć. Lecz Stęporek zawsze był pewny siebie, a już w języku nikt mu placu nie dotrzymał. Na wszystko miał wytłomaczenie i gotową odpowiedź. Czy w sądzie, czy na plebanii, czy u dziedzica, czy przed komisarzem Michał śmiałości nie tracił, rezon go nie odbiegał.
Niech wypadnie gromadzka sprawa w powiecie, czy w gubernii, w komisyi, czy w banku, zaraz Stęporek napiera się do wybranych. Inni takie posłania gromadzkie przyjmowali wówczas, kiedy ich posłano, ale co Michał, to narzucał się sam.
— Michał, — powiada mu żona — a ty po co? Dzień zbałamucisz, na poczęstunek wydasz, a bez ciebie się obejdzie! Ma iść Stanisłaszczyk z Wypychem, to i dobrze! Zrobią bez ciebie, więc się nie napraszaj!!...
— Cichoj kobito — gniewał się Stęporek. — Na ipotece się nie rozumiesz, proszenia wyśtukować nie umiesz, lada czego nie pleć! A juści Wy-