Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nerz z puszkarzem trzymali podręczny arsenalik. Tu nagromadzone butle, słoje, pudła, zdaleka wiały wyziewami jakichś soli osobliwych a ziół — ówdzie piły, młoty i młotki, cęgi i naczynie majsterskie cztery naraz przywodziły kunszty; — ówdzie kupy żelastwa, stosy drewien, kołów i kołków, patyków, wyznać się w ich przeznaczeniu nie pozwalały. Jeden tylko szary pokład pyłu był tu wszędy ten sam.
Dziurbacki, ledwie okiem rzuciwszy po swojem dziedzictwie skierował się za mur komina, kędy, wciśnięte pod więźbą drewnianą dachu, widniało posłanie a przed niem, do komina przyparły, czerniał szeroki stół.
Tu profos postawił ogarek na stole. Odetkał otwór w dymniku. Ściągnął z siebie pas i mundur, otarł potem zroszone czoło i przysiadł na posłaniu.
Ciężko mu czegoś było na sercu, nijako.
Inaczej sobie powrót układał, inaczej spekulował. Wszak ci głowił się już dwa dni, czyli swój „magazyn ubiorczy“ przenieść do „ludwisarni“, czyli „skład porządków“ złączyć z rymarskim warsztatem, a jako najporęczniej będzie deskami kącik zagrodzić, aby Antoszce było prawie na nowej kwaterze. Miał już w myśli wyliczone, czego trza będzie takiej izdebce dokupić, a czego trza dziewczynie, aby opiekłymi huzarami z pod mentyka nie łyskała, bo co ujdzie w obozie, to w mieście nie uchodzi. A co pasuje cygańskiej znajdzie, to cale nie przystoi Staszkowej wnuczce... I cóż — i na jedno znalazł radę i na drugie znalazł — aż tu, niby go obuchem. Pułkownik do niego — „na poniewierkę jej nie dam“... a tamten śmignął mu bryką... Do Leszna majaczyła mu się. Tchu mu brakło, lecz nie ustawał, żeby wiedzieć akuratnie, bo nie ochapiał, bo go ciągnęło, bo smarkata mores powinna znać i dla dziadowego ozwania mieć sentyment. A ona, cielę, nie cielę, niby kurczę, wiezione na targ w kobiałce, ślepiami myrdnęła, łbem pokręciła i pędziła, gdzie konie poniosły. Na Lesznie, bryka hyc w bok i w uliczkę, około koszar artylerji, i ku Długiej — profos za nią — dopadł węgła, patrzy, ani bryki, ani Antoszki! Pasja go