Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/50

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ot, już, gotóweś skarb cały w budzie włóczęgi cygańskiego znaleźć! Śliwy! Z ołowiu albo i lepiej!
— Powiadam tylko.
— Lada czego i powiadać nie trza — warknął z pasją Dziurbacki i zaciął się tak, że, gdy w otworze rozwalonej stodółki ozwał się doń łaskawie pułkownik, stary ledwie bąknął.
Lecz Bem nie myślał do serca brać niehumoru wiarusa.
— No, Dziurbasiu, czeka tu na ciebie nielada kłopot! Patrzże na to biedactwo.
Profos spojrzał obojętnie w stronę, kędy, na posłaniu ze słomy, drżała konwulsyjnie, szmatami spowiła, postać.
— Należy coś pomódz! Zająć się — wyprawić do miasta...
Dziurbacki podszedł do posłania, przyklęknął i jął rozpatrywać leżącą.
— I cóż myślisz?
Profos uchylić chciał rąbka koszuli, aby widniejące okaleczenie zbadać, i targnął niebacznie strupem zeschłej krwi. Ciało dziewczęcia zadygotało. Pod ramieniem ukazała się czarna, spieczona rana.
— Nie wiadomo! Trza do żywego iść, trza opatrzeć! — Skóra i kości.
— Nie wyliże się?
— Kto ją! — mruknął profos — oglądając głowę rannej — tu nie rozeznasz, co jest, a czego niema. Trza to do porządku doprowadzić.
— Czyń, co uważasz.
— Wola pana pułkownika!
— Wydaje mi się tylko zmordowana i potłuczona. Twojej opiece ją polecam. Za dnia, trzeba będzie ją do lazaretu — gdzie przyjdzie do siebie, to może dobrzy ludzie przygarną.
— Jak pan pułkownik rozkaże, zrobi się, mosanie, akuratnie a co zresztą wola Boża. Aby mi krzynkę Zarzycki pomógł i aby mi ze służbą sfolgowano, bo to u młodego podporucznika łatwo staremu o guza.
— Bajesz, Dziurbasiu! Ktoby ci dobrego nie życzył. Bierzże sobie Zarzyckiego i czyń.