Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/372

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Prądzyński żądał, aby dwadzieścia tysięcy Ramorina poszło na korpus Rozena, który do Pragi się skradał, rozbiło go, opanowało Brześć; zaszachowało tem samem Rüdigera i pozwoliło Różyckiemu do tyłów armji Paskiewicza się dobrać. I stało się, jak żądał Prądzyński. Ramorino wyciągnął bez zwłoki, mając u boku samego twórcę planu.
Dembiński z Bemem mówili, że właściwie należałoby zaniechać Warszawy i wszystkiemi siłami uderzyć na Rozena — ale że obocześnie Małachowski, Krukowiecki, Rybińki, Sowiński i sześciu innych za obowiązek najpierwszy poczytało obronę stolicy — więc istotnie i jednym wygodzono i drugim! Upadek bowiem Warszawy nie rozstrzygał już wojny, czego Bem z Dembińskim się obawiali. Teraz przecież w Warszawie było raptem dwadzieścia pięć tysięcy ludzi — a całe czterdzieści pięć poza Wisłą. A niechby na miasto zła przyszła godzina — no, to Ramorino z Prądzyńskim, rozprawiwszy się z Rozenem, piorunem wrócą.
Co więcej, pułkownik Lewiński, który naprzykrzał się na szefa sztabu z Łubieńskim, został nietylko szefem ale i generałem brygady. Książę Czartoryski znów, a za jego przykładem Sapieha. Gustaw Małachowski i mendel dygnitarzów conajprzedniejszego rodowodu powzięło myśl pójścia z Ramorinem i Prądzyńskim na wyprawę wojenną... Osobliwem nieco było to życzenie, bo i co za intencja mogła tylich dygnitarzów, ludzi niewojskowych, skłaniać do włóczęgi za główną kwaterą generała Ramorina! Krukowiecki, na wieść, o tem żachnął się, wykrzywił ironicznie, ale słowa nie rzekł. Rad był pewnie w duchu dobrowolnemu wyjazdowi księcia eksprezesa Rządu.
Po tak zgodnem odprawieniu rady wojennej, jeszczeby może zmitrężono z wyprawą Ramorina, bo po radzie zagadano śród posłów sejmowych o osłabieniu garnizonu warszawskiego — lecz tu przyszedł z pomocą Krukowieckiemu sam Rozen i, nie przeczuwając zapadłego nań wyroku — wychynął z pod Wawra i na Pragę się rzucił. Skończyło się wprawdzie na alarmie ale i na uznaniu dla decyzji Rady wojennej.
Krukowiecki z Małachowskim troszczyli się teraz wy-