Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/357

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

czyny na zniszczenie wydawać. Uczyni wszystko, wszystko, każde jej spełni życzenie, bo nie miałby sił, nie mógłby go nie spełnić! Wszak dla niej, dla niej tylko żyć będzie, dla niej będzie pracował, zabiegał, jej pragnieniami żył. Było inaczej, samotnikiem się błąkał po świecie. Od śmierci rodziców szukał, latami szukał odzewu, na manowcach go ścigał nawet! — A teraz nareszcie, nareszcie przystań dla skołatanego serca znalazł.
Przeszkody!? — Czyż mogą istnieć takie, którychby on nie skruszył, nie przełamał? Lub czyż zdolną jest narodzić się taka siła, co byłaby władną oderwać go od kochania, od szczęścia!? Co zdolną byłaby ich rozdzielić?...
Krótkie, energiczne stuknięcie do drzwi wchodowych przerwało zwierzenia. Pułkownik dźwignął się niechętnie i poszedł otworzyć.
Na progu zadzwoniły hałaśliwie ostrogi.
— Mam honor z dowódzcą baterji konnej?...
— Tak!...
Podpułkownik placu Noffok...
— A... wszak dawny adjutant polowy generała Rautenstraucha...
— Do usług.
— Może podpułkownik raczy pozwolić...
— Dziękuję. Przybywam z rozkazem prezesa Rządu narodowego, generała piechoty, hrabiego Krukowieckiego...
— Prezesa Rządu... Krukowieckiego?!
— Tak jest, polecono mi wręczyć to pismo panu generałowi... i pozdrowić pana generała w imieniu hrabiego-generała...
Bem odebrał machinalnie podaną mu kopertę i rzucił okiem na nadpis...
Nadpis, pomimo zmroku — z oślepiająco białej powłoki zawołał doń wielkiemi, czarnemi literami: „Do JW. Generała brygady Józefa Bema“.
Już żwawy wietrzyk rozświtu hulał ulicami Warszawy, gdy Bem wyszedł z pałacu Radziwiłłowskiego od nowego prezesa Rządu.
Krukowiecki przyjął go poczciwie, serdecznie, z całem wylaniem, niby dawnego towarzysza broni. Uhonoro-