Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nim klubiści zdążyli rozgadać się — już dwa szwadrony ułanów poznańskich zniosły pierwszą gromadę siepaczy.
Klub zgrzytnął.
Żywioł szalejący nietylko jednym zmiotem, pochłonął ławice nadbrzeżne ale i brzegom nowy przed pierścień zbudował.
O godzinie drugiej w nocy generał-gubernatorem Warszawy został — Krukowiecki!
Czyżby Rząd narodowy ocknął się z paniki, czyż Izby, pod grozą wypadków, na tę zdobyły się nominacje?
Nie.
Krukowiecki nie szukał dla się podpisów, ani kontrsygnowanych patentów.
Na pierwsze echa rozruchów, wielki wdział mundur, ruszył na plac przed Zamkiem, kędy ostatnich ciągniono męczenników, i przemówił.
Jak przemówił? — O tem ci, co otaczali generała, słabe mieli wyobrażenie a rozkołysany tłum żadnego.
Krukowiecki był tym z generałów, który przecież za bary wodził się Rządem, a na zdradę dzwonił — więc „niech, żyje Krukowiecki!“
— Wiwat gubernator! — poprawił tłum.
Krukowiecki salutował i... przyjął szarżę.
W pół godziny później Krukowiecki wydawał rozkazy swemu poprzednikowi... W godzinę piorunową odbył z Niemojowskim naradę, o świcie rządził.
Ale klub nie dał za wygranę, nie dał się okiełzać a motłoch uliczny kilku szarżami nastraszyć. Pióropusze iskier znikły, płomienie zgasły, ale ogień, pożar trwał, na nowe ujście się czaił, nowego oddechu szukał.
Krukowiecki atoli był graczem nad graczami. Na obrady Honoratki miał sojuszników, miał nawet tuza nad tuzami, któremu i ksiądz Pułaski nie mógł się ostać i Lelewel poradzić. Za Krukowieckim ozwali się nie tylko jego sprzymierzeńcy w rodzaju Krępowickiego, Płużańskiego i Saniewskiego ale i Mochnacki!
Stronnictwo księdza Pułaskiego ryknęło ze zgrozy, lecz na protest ich odpowiedziały trąbki karabinierów. Gene-