Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/331

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wargi klucznika poruszyły się drżeniem.
— Tu...
Partyzant nastawił bagnet. Jeden z oberwańców rąbnął siekierą w odrzwia i przepołowił je na części.
Otwarta izdebka zabrzmiała okrzykiem przerażenia.
Partyzant pochylił karabin.
— Brać się do miodu, chłopcy! — napomniała Kościołowska i skoczyła za partyzantem we drzwi.
Gdy naraz, od strony zasłoniętego kotarą łóżka, zerwała się wątła postać i padła przed bagnetem na kolana.
— Moja matka niewinna... zaklinam was!!
Bagnet zawinął pogardliwie od ziemi i stłumił jęk... lecz w tejże samej chwili porwały zań jakieś drobne, wypieszczone ręce.
— Dziecka mi nie mordujcie!
— Puszczaj! — oburzył się partyzant.
Ale ręce zacisnęły się na bagnecie, jak klamry spiżowe.
— Panie, panie Sikorski! — wołał równocześnie głos szamoczącej się z bagnetem kobiety. — To ja, Bażanowa! Nie poznajesz że mnie? — Ratuj! Zamordowałeś mi dziecko! — Wszak to pan, pan!... Ja z panem!!
Gromadka zbirów stała rozciekawiona. Sikorski targał z wściekłością karabinem. Kobieta wiła się, lecz nie puszczała bagnetu.
— Zmiłuj się! Cóżem ci uczyniła... Wszak byłam dla ciebie...
Krótki, przenikliwy śmiech rozległ się tuż.
Kościołowska rzuciła się i kłębiła z ciałem pani Bażanow... Nastąpiło spazmatyczne krótkie mocowanie się dwóch zdławionych oddechów, dwóch charkotów, dwóch śmiertelnych skurczów, aż z pod żmijowatego uchwytu Kościołowskiej trysnęła krew. Ręka kawiarki zesunęła się po łonie ofiary, zatoczyła śmielej i zanurzyła. Usta pani Bażanow zabulgotały różową pianą.
Kościołowska dźwignęła się i rzuciła Sikorskiemu pod nogi krwawą breję miazgi.
— Naści amory!