Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rują dziś nad ojczyzną! Zbierz acan przytomność. Strachy cię oblatują, jakbyś bitwy w życiu nie próbował.
— Cóż, bitwa nie wielka rzecz... a tu...
Iliński urwał. Bem czegoś się zamyślił. Szli tak, wlokąc nogę za nogą, nie zważając na pomykające na wsze strony cienie ludzkie.
Wtem, jakaś gromada zziajana ogarnęła ich swoim oddechem.
— Do broni, obywatele! — zachrypiał przeraźliwy głos.
— Do broni! — Na Rząd! — Na Rząd! — Ratuj ojczyznę! — podtrzymywały inne głosy.
Ulica, w jednej chwili, zatrzęsła się od wrzasków, którym coraz pełniej zaczęło wtórować nadchodzące z głębi, od placu Krasińskich, wycie.
Bema oburzenie zdjęło.
— Wieszać arystokratów! — zaskrzeczał mu nad uchem chudy cień.
Pułkownik odwrócił się i porwał go za kołnierz.
— Jak śmiesz nicponiu!
— Śmierć Czartoryskiemu!
— Coś za jeden?!
— Jestem Korytko! A ty jak się ważysz? Do mnie obywatele! Na pomoc! — Szpieg! szpieg!...
Ku szamocącemu się z Bemem Korytce chlusnęła fala postaci. Lecz Iliński skoczył ku Korytce, oderwał go od pułkownika, pchnął między falę i Bema odciągnął szybko pod mur.
Korytko wołał na swoich, aby zatarasowali ulicę, aby zdrajcę imali, ale ciemń panująca a bardziej jeszcze tłum, w oczach rosnący, udaremnił wszelką możliwość poszukiwań. Wreszcie sam Korytko zaniechał napastnika, bo, zadowoliwszy się gwałtowniejszem obwieszczeniem śmierci arystokratów, ruszył dalej.
Bem stał pod murem, drżąc z pasji bezsilnej. Iliński szeptał coś doń, namawiał do cofnięcia się bokiem ku Marywilowi i przeczekania na skwerze, pod Prymasowskim pałacem, wolnego przestworu.
Pułkownik milczał i trwał na miejscu.