Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Toś mi pułkownik zadał! Wolałbym nie słyszeć! Wiem, wiem, matematyka, taktyka, fortyfikacja! — Strach ogarnąć! Patrz do czego nas przywiedli! Ale boś może pułkownik za pośpiesznie...
— Dziesięć planów wyprowadziłem. Najśmielszy z nich, najtrudniejszy odwlecze pogrom na godziny. Obrona Warszawy zgubi nas!
— Więc jakto, więc cóż, cóż mamy!?
— Najpierw ruszyć pod Nieszawę, zastąpić Paskiewiczowi drogę, stoczyć z nim bitwę, zaniechać gonitwy za pojedynczemi korpusikami...
— Na to by trzeba Skrzyneckiego udławić!... Inaczej czasu zabraknie... Pankiewicz już Bzury sięga.
— Więc w takim razie, powinniśmy rozpocząć wymarsz!
Krukowiecki stuknął niecierpliwie laską.
— Wymarsz, generale! — podjął z wiarą Bem — armaty forteczne wyprawić do Modlina i Zamościa. Tam skierować magazyny, zapasy i woluntarskie działy dla wzmocnienia garnizonów. Główne nasze siły winny stoczyć bitwę pod Warszawą — aby lunet zażyć i nieprzyjaciela osłabić... Po jednodniowej walce — przyjąć lada warunki, zabezpieczające mieszkańców, i ujść za Wisłę...
— Opuścić Warszawę, stolicę oddać na łaskę! — wybuchnął Krukowiecki. — Pułkowniku, toć zabójstwo!
— Chwilowe jednego miasta, lecz ocalenie sprawy! Nieprzyjaciel tu ugrzęźnie, tu wpadnie w zamęt ustanawiania ładu nowego, wodzenia się z wrogą ludnością a podczas nasze główne siły rozpadną się na cztery lotne, samoistne korpusy i, wspierane przez fortece, cztery naraz wydadzą wojny! Tak w dziewiątym roku najście Austrjaków odparto, tak nietylko stawiono im czoło ale i granice Księstwa Warszawskiego pomnożono! Polska, generale, nie jest pałacem Radziwiłłowskim, ani Krakowskiem-Przedmieściem, ani Saskim Dziedzińcem. Pola i lasy, puszcze i doliny są lepszemi redutami niż mury i kamienice! Póki nie wyzbędziemy się, nie otrząśniemy z sentymentów dla mieszczuchowskich upodobań, póki nie weźmiemy rozbratu z troską o dolę Karmelickiej bani, póki żałować