Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/307

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To jest, chciałem powiedzieć — ciągnął Krukowiecki — że... że żołnierze i oficerowie tobie są oddani. Wszak nie na żarty umieli za swoim stanąć pułkownikiem i że ten, mości dobrodzieju, jakby co, no to twoje słowo, pułkowniku, zdecyduje. — Hę?
— Jakto hrabio generale?
— Zaraz ci to wyłożę. Tylko zacznę od najważniejszej nowiny. Uwolnienie kapitanowej jest na dobrej drodze.
Bem ożywił się.
— Tak, niezawodnie! Chociaż to kaducznie trudna historja, mości dobrodzieju. Gdybym ja a nie klika pana Czartoryskiego rządził, to starczyłoby mi słowo takiego, jak pułkownik oficera! — Ale z tymi trzeba się dopiero wodzić na ostre! — Nawet było już wszystko — gdy niespodzianie do komisji śledczej nadeszła nowa denuncjacja na Marchocką. Zrobiono rewizję drugą i znaleziono u niej w skrytce korespondencję z Rożnieckim...
— Z Rożnieckim!
— Tak, tak. Między nami mówiąc, pułkowniku, kapitanowa, z lekkomyślności niezawodnie, była narzędziem szpiegowskiej szajki. Ani wątpić.
— To niemożliwe!
— Wierz mi pułkownik! Wiem coś więcej, niż sławetna arcy-komisja — inaczejbym się nie ważył ufać banialukom imć pana generała Węgierskiego. Mam ja i własne wiadomości i dla siebie je mam. Dzielę się niemi z pułkownikiem, boć należy się, byś wiedział. Kapitanowa była kochanką syna Gendre’a. Była nią przed rewolucją. Gendre się na nią rujnował, pomimo że wówczas już pobierała pensję... Ale bo, mości dobrodzieju, pułkownikowi coś jest...
— Nic — nic, proszę niech pan generał...
— Pobierała! — Owóż za mego gubernatorstwa — już pisywała do Gendre’a do Zamku... Nie broniłem tego, ileże w ten sposób dowiadywałem się niejednej ciekawej historji i niejednego gagatka mogłem wczas, na gorącem, ucapić. Ale juści, nie imaginuj sobie pułkownik, że stąd dla kapitanowej wynikną subjekcje. Co wiem, to wiem. Bo zresztą, uczciwie rozsądziwszy, nie ona jedna. Amory,