Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/291

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Honoraty zdołał na jedno ze stu zapytań odpowiedzieć, już grad kamieni zadzwonił po szybach sąsiedniej kamienicy, już zagrzmiały groźne hasła — „śmierć zdrajcom!“ — „na latarnię!“ — już starły się pierwsze zawołania, czyli ratusza dobywać, czyli rząd najpierw powywieszać.
Lecz, na szczęście, od Senatorskiej ulicy, nadbiegł pluton gwardji narodowej. Ratusz i rząd ocalał natychmiast... ale nie ocalał wzamian ani imć pan Psarski, ani siedziba „Merkurego“. Gdy bowiem gwardziści wodzili się z tłumem, dla docieczenia przyczyny zbiegowiska, Iliński z kamratami, wlokąc Olechowskiego na przewodnika, już izdebki redakcyjne spustoszyli za szczętem a niefortunnego pisarza zamienili w wyjącego z sińców, umorusanego atramentem nagusa.
Aż Iliński ochłonął z pasji.
— Dosyć ma responsu! Dalej, za mną i do obozu!
— Do obozu! — zakrzyknęli raźno kompani i skoczyli do schodów i schodami do sieni.
Lecz tu powitał ich łysk bagnetów i wycie zajadłe tłumu.
Miodowa ulica już o jedno z całą szła Kapitulną.
— Bij — morduj! — Żywcem nie puszczaj!
Iliński pobladł. Stojący na przedzie plutonik gwardzistów był sam na łasce ciżby.
— Zagałuszą! — stęknął Radoński.
— Barykadować się na górze! — szepnął Kruczkowski.
— Niedoczekanie! — oparł się Zarzycki.
— Walić! — zakonkludował Surmacki.
Iliński wahał się, poglądał niepewnie ku wylotowi sieni. Gdy wtem, ponad głowami gotujących się do ataku gwardzistów, wychynął wielki kamień, otarł się o bagnety i wpadł do sieni i załomotał tuż pod nogami Ilińskiego.
Podporucznik jeno oczami łysnął ku towarzyszom.
— Za pałasze! Naprzód! Kupą!
— Wal cywilów! — Huzia na fałdy! — Wiwat Bem! — wrzasnęli artylerzyści i z dobytą bronią rzucili się na plutonik, rozdarli go na skrwawione części, w tłum się