Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/267

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Turno rozesłał natychmiast adjutantów na zbieranie wedet i ściąganie rozproszonych oddziałów. I dopiero, uporawszy się ze służbowemi dyspozycjami, zajrzał do pakietu listów dla dywizji. Pakiet zawierał paczkę gazet warszawskich, wypełnionych po brzegi echami aresztowań, oskarżeniami, pamfletami, nowinami o wykryciu sprzysiężenia, pojmaniu zdrajców, pochwyceniu w Skierniewicach jeńców, którzy knuli zbrojny napad na posterunek ułański.
Turno, Bem i Zielonka zatrzęśli się ze zgrozy, z przerażenia. Gazetki bowiem wręcz za zbrodniarzów ogłaszały uwięzionych i dowodziły tak, że ani wątpić, ani się łudzić.
Zielonka mało nie płakał z alteracji.
— Boże, Boże, tego nam trzeba było! I kto — kto?... Taki Sałacki! Człek gołębiego serca z pozoru! Hurtig! Pies był, brytan na literę przepisu! Łukasiński przezeń nacierpiał się! A Białopiotrowicz!... Tak — lecz żeby miał zdradzać...
— Wyraźnie stoi napisano!
— A choćby Bukowski! Pokpił bitwę. Zarozumialcem, nadstawkopytkiem całe życie był. Rzetelnie winien zdać porachunek za Budziska. Ale Jankowski! — Generale, choremu niedołędze dano dowództwo! Niechby nareszcie! Formalność żąda de nomine! Ustępuję! Jest prawo! Lecz, nie ma prawa, by generałów wlec jak opryszków!...
— Panie Benedykcie — z tego, co piszą, wynika, że Bukowski z Jankowskim nie za jedną wyprawę na Rüdigera uwięzieni zostali...
— Straszne, niesłychane! Oficerowie zasłużeni, kawalerowie legji!
— To niepodobieństwo! — uniósł się Bem.
Turno potrząsnął trzymaną gazetką.
— Jednakże pułkowniku...
— Kalumnie, złość ludzka, fatalność, mataczyny, poduszczenia wszystko co chcecie, lecz nigdy zdrada!
— Skądby więc, zdaniem pułkownika...
— Nie wiem, nie ogarniam! Przypuszczałbym tu chęć zwalenia odpowiedzialności za ostatnią bitwę...
— Tym argumentem możnaby osłonić Jankowskiego,