Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ja sam... pierwszy, krzyż oficerski legji nie za ten... nie za ten...
Tu głos Jankowskiego uwiązi w gardle. Żółta, zeschnięta twarz generała przybrała barwę ziemi.
Ręce jego zaparły się kurczowo o paliki opłotków przedkarczemnych.
Przez chwilę słychać były ciężkie sapanie dowódzcy. Tłum milczał, jakby onieśmielony, rozbrojony niemocą, przygnębieniem generała.
Naraz śród oficerów zerwał się chropowaty głos.
— Precz z Bukowskim, precz ze zdrajcami!!
— Pod sąd polowy! — huknęli oficerowie. — Na szablach roznieść Bukowskiego!
Generał zachwiał się.
— Bukowski pod moimi jest rozkazami... Ja odpowiadam — ja... tylko...
— Więc i jego pod sąd!
— Za dywizję Turny! — Za wycięty w pień konwój taboru! — Śmierć sprzedawczykom!
I tłum oficerów zwarł się, zachrzęściał pałaszami i dźwignął się pierścieniem ku generałowi.
Gdy nagle, na tyłach tłumu, rozległo się groźne zawołanie:
— Ani kroku dalej! — Stać!!!
Tłum zawahał się i obejrzał.
— Co to — Kto!? — zaszemrał przeciągle.
— Bem — Bem!
Bem podczas wyrwał się z tłumu i Jankowskiego odeń odgrodził.
— Ani kroku dalej! — zakrzyknął z mocą.
— Sprawiedliwość musi być!!
— Więc nie gwałt! Dość na dziś było jednej hańby! Na miejsca, panowie! Do oddziałów!
Tłum zakołysał się niepewnie. Jeden ze sztabowców ujął generała pod ramię i powiódł w głąb karczmy.
Korpus Jankowskiego ruszył nazajutrz ku Wiśle i ruszył w takim nieładzie, w takiem rozprzężeniu, iż gdyby był Rüdiger nie cofnął się do Łęczny, gdyby, miast trosz-