Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzień wypadnie nam rozpocząć... Czekamy na wiadomość... Stanowczą wydamy bitwę...
Skrzynecki pochylił się nad stołem i jął wodzić ręką po mapie.
— Tak, stanowcza rozprawa musi być; — Hę — cóż, pułkownikowi nie zdaje się? Słucham, proszę...
— Rozprawy stanowczej radbym unikać, generale.
Wódz się nadąsał.
— A! — Nie ogarniasz stanowisk nieprzyjacielskich! Spójrz, przekonaj się, bitwa rozstrzygająca sama przez się idzie ku nam.
— O ile stać będziemy bezczynnie.
— Nie rozumiem, co pułkownik nazywasz bezczynnością! — uniósł się Skrzynecki.
— Stan, w którym trwamy od kilku tygodni!
— Widzę, że pułkownik przejąłeś się racjami warszawskich patrjotów. Jakiemuś sejmikowiczowi, kanceliście może troić się w głowie, że jeden pułk nasz starczy na dywizję, że możemy istotnie przedsiębrać nadzwyczajne poruszenia! Ale pułkownik doprawdy głębsze winieneś mieć pojęcie o istotnych przyczynach tej naszej, jak powiadasz, bezczynności!
— I dlatego generale, mogę tylko prosić o zwolnienie mnie z obowiązku wypowiadania mego niefortunnego poglądu.
Wódz strzepnął desperacko rękoma.
— I otóż zwykła racja! Sądzę inaczej, inaczej rzecz biorę, więc urażam się i milczę.
— Obawiam się jedynie nadużyć cierpliwości generała.
— Przeciwnie, mów, niech się dowiem...
— Dybicz najoczywiściej ściąga wszystkie siły ku Wiśle na otoczenie nas.
— Nie masz wątpliwości.
— Jeżeli dotąd nie przeprawił się na lewy brzeg, to podobno dlatego, że Chłapowski, a za nim Gielgud z Dembińskim zagrozili mu na tyłach, że nadchodzące rezerwy mają już niezawodnie do czynienia z płomieniem powstania litewskiego, które, w obliczu wojsk polskich, rozgorzało z podwójną siłą.