Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Mówię panu Pietrzowi...
— Lada co, bez urazy.
— Bo nie wiem, coby trza! Skrzywdził jegomości, więc masz go na półmisku. Na ratusz iść i pedzieć tak i tak, to i to mi uczynił, świadków podać, skrypt, czyli jak, sprezentować... Tam ci go przycisną i do trebunału. Chcesz, to mogę woźnego... sprawiedliwie tyle mnie obchodzi, co zeszłoroczny śnieg — ale dla pana Pietrza...
— Nie poradzi.
Baba jęła dociekać. Profos zbywał ją półsłówkami, ale tem panią Madejową tak rozciekawił, że wprost naparła się.
Dziurbacki wahał się, ociągał, wreszcie w otwarte, szczerze nań patrzące, oblicze pani Madejowej zerknął i bąknął piąte przez dziesiąte o zniknięciu dwoistej swej siostrzanki, nie wspomniawszy ani słowa o papierach i audytorze.
Właścicielka garkuchni aż się po bokach klasnęła.
— A to ci dopieroj oczajdusza, piekielnik! Żeby dziś dzieciaka...
— Pewności niema, mosanie!
— Jakto niema! Co mi pan Pietrzuś mówi! Wszystkiego się spodziej, żeby przed kuczkami, czy jak tam, myślałabym, że maleństwo żydom do krwie utoczenia na macę przedał.
— I tam, pani Madejowa!
— Uczciwie! Niechże sobie pan Pietrzuś pestkówki do mnie... wedle pępka, na zmocnienie od cholery, wyśmienita! Na Piekarskiej troje dzisiaj wymiotło! Tedy o czem to!? — Aha! — Jako żywo, do maców chrześcijańskiej trzeba im krwie, tedy dzieciaka zdybają i w beczkę, nabijaną gwoździami! — Na zdrowie waspańskie! Jam nie trunkowa, lecz z panem Pietrzem, eh, to bogdaj w piekło! — Na Cydzika patrzy!
Dziurbacki cmoknął wódki.
— Ludzkie wymysły!
— Niechże — ale niech sobie pan Pietrz zakonotuje, że juści on na miłosierdzie waszej siostrzanki nie wymamił.
— Mogła i sama się zawieruszyć.