Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Bażanow spoważniała.
— Lekko wam mówić, a iluż na tem cierpi! Byłam dziś u Brońcowej. Żal patrzeć! Siedzą na Zamku i sami nie wiedzą, w którą stronę patrzeć. Tu od księżny Łowickiej niema listu a tu pan Chłapowski wojuje i podobno atakował korpus Wielkiego Księcia. Rozdzielenie zupełne. I jeszcze, sans doute, czego dobrego, z kwatery ich wyproszą, bo komuż mają marszałkować? Foryś generała Skrzyneckiego przymówił służącemu Brońcowej od szpiegów! Marszałkowa poskarżyła się ale i nic z tego nie wyszło. A ileż razy la foule la plus basse wygrażała im pod oknami! Mówiłam Brońcowej, żeby się wyprowadziła! — Biedni, nieszczęśliwi...
— I nie tylko oni! — dodała panna Sałacka. — Ileż rodzin żyje w trwodze o najbliższych.
— Wojna, moje dziecko, to sobie dobre! Każdy ma kogoś...
— Nie o nich mówię! Są w wojsku polskiem. Lecz, iluż poszło z korpusem litewskim, iluż zostało oderwanych od wszystkiego, co kochali, co wielbili...
— Choćby generał Jankowski! — ozwał się wódz augustowski — ma dwóch synów na nauce w Petersburgu. I, od pół roku, znaku życia! A tu zaraza, słychać, grasuje cięższa niż u nas...
— W nielepszem położeniu jest pan Morenheim.
Pardon, Anetko! A Nesselrode, a Essakow, a Richte, a biedny Dyakow?
— Panna Rymbarska, której ślub był naznaczony z kapitanem Jegorowem z kirasjerskiego pułku, dostała czarnej melankolji! — wtrąciła generałówna.
— Nie miała z czego! — burknął Sałacki.
— A nie, generale — ujęła się pani Marchocka — serce bardzo często wypowiada posłuszeństwo zastanowieniu. Poryw jego nie zważa na względy, nawet patrjotyczne, idzie na przeciwności za miłowaniem...
— Głupstwo wierutne! — zacietrzewił się Sałacki. — Imć Rymbarska niema za tynfa rozsądku. Pstro w głowie, to sobie dobre!
Generałówna pobladła, usta jej mocowały się z odru-