Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kocz wpadł na Krakowskie Przedmieście. Generał ujął Bema pod ramię
— Rad bym częściej widywać pułkownika! Bądź łaskaw, mości dobrodzieju. Pamiętaj na mój dom!
Bem odpowiedział uprzejmym komplementem — lecz Krukowiecki zaprotestował rubasznie:
— No tam, zaraz, mości dobrodzieju. Czekam jutro pułkownika z wieczerzą! Nie ma wymawiań! Trzeba, abyśmy ze sobą o niejednem. Z dwóch dobrych jedna rzetelna racja się poczyna. Tak, tak, służba, pułkownickie obowiązki, lecz i obywatelskie. Niech każdy umyje ręce po piłacku a ojczyznę nam ukrzyżują! Społem musimy! Żegnaj mi pułkowniku! Do jutra, mości dobrodzieju. A pamiętaj, że w Krukowieckim masz dawnego towarzysza broni i przyjaciela!...


IX.

Po rozstaniu się z Krukowieckim, Bem miast skręcić do Lessla, zawrócił umyślnie do Ogrodu Krasińskich, aby ochłonąć, uporządkować nieco skotłowane myśli.
Wielka łaskawość generał-gubernatora Warszawy ujęła go bardzo. Lecz nie dlatego przyznawał mu wiele słuszności... Krukowieckiego znał jeszcze szefem batalionu i zawsze wydawał mu się człowiekiem szczerym, porywczym, zapalczywym, ambitnym, ale szczerym. Ambitnym! Łatwo jemu, pułkownikowi, mówić o karności, o bezwzględnej uległości dla wodza... bo mu jego własny porucznik nie rozkazuje! A przecież Krukowiecki, po Weyssenhoffie i Klickim, jest najstarszym generałem dywizji! Od początku rewolucji szedł, nie chwiał się, jak inni, nie mitrężył, całą dywizję Warszawie przyprowadził! I kto wie, kto wie, czy istotnie nie Krukowieckiemu należało się dowództwo. Chłopicki nie lubił go, teraz Skrzynecki nie cierpi. Nie dziw, że zarobi nim i bluźnie, jako dziś pod Blachą! Właściwie wcale niepotrzebnie był świadkiem tego rozmawiania gubernatora z Działyńskim. Powinien był, za wszelką cenę, wymówić się i usunąć! Z tej jego obecności Skrzynecki gotów wysnuć urazę. Chociaż nie podobna, wszak dowie się,