Strona:Wacław Gąsiorowski - Bem.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pisnął o tem. Sprawa niezmiernie ważna. Kto wie, kto wie, co z niej może wyniknąć!
— Gdybym wiedział, proszę pułkownika, dokąd wczoraj małą zawieziono?...
Bem wsunął papiery za mundur i, nie odpowiadając profosowi, podniósł się i zapłaciwszy za piwo, do wyjścia się zbierał.
— Gdybym wiedział! — naprzykrzał się śmielej Dziurbacki.
Bem potrząsnął głową w zamyśleniu.
— Mnie pozostaw. Nic tu nie poradzisz. Nie twoja rzecz i nie moja nawet. Bywaj!
Profos, nie tracąc rezonu, chciał jeszcze o swoje przystawać, lecz nie zdołał, bo pułkownik odprawił go stanowczem skinieniem. Dziurbacki się zaperzył, ale Bem, nie turbując się oń więcej, ruszył żwawo z garkuchni, wskoczył do stojącej w pobliżu dorożki i kazał się wieść do pałacu pod Blachą.
Pułkownika chłonęła jedna jedyna myśl, by do wodza naczelnego coprędzej dotrzeć, by zbyć się coprędzej tych strasznych dokumentów, co go paliły, trwożyły. Skrzynecki ma władzę, ma moc i zresztą taki jego, pułkownicki, obowiązek. Nic mu do nikogo więcej. Raportuje, doręcza papiery i koniec.
Bemowi mignęła się wykrzywiona twarz Krępowickiego.
Pułkownika dreszcz przejął. Dokumenty przypomniały mu paszkwil, który mu Gurowski podsuwał w „Honoratce“...
Paszkwil?
O tych pisaniach nikt, nikt zgoła wiedzieć nie powinien! Grom, grom nieubłagany musi z nich uderzyć i dosięgnąć winnych i grom tak miażdżący, tak okrutny, aby zniszczył, stopił wszelki ślad swego poczęcia.


VIII.

Dorożka wioząca pułkownika, zaturkotała hałaśliwie po zalanem słońcem podwórcu i zatrzymała się.