Strona:W zaklętym lesie (1939).djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Patrz, jakie ma zmięte skrzydełka. Niech sobie leci i cieszy się słonkiem — mówiła królowa.
— A ja narwałam kwiatków — szczebiotała królewna Dobrotka wyciągając ku matce zaciśniętą piąstkę, w której tkwiło kilka stokroci.
Król z dumą patrzył na swe dzieci. Królewicz Sławomir, Sławkiem przez rodziców zwany, wysoki był nad wiek i ruchliwy jak żywe srebro.
— Dzielny z niego kiedyś będzie wojownik. I dobry gospodarz kraju — mówił pewnego dnia król. — Widziałem dziś, jak bronił swą siostrę przed napadem indyka. Wyciągnął swą drewnianą szabelkę i rzucił się na wroga. Gdyby nie kuchcik, mielibyśmy dziś na obiad pieczyste z indyka.

— Nasz synek jest nie tylko odważny, ale i serce ma złote. Interesuje się wszystkim, co się wokół niego dzieje. Dziś stanął w obronie kuchcika, którego kucharz

4