Strona:W zaklętym lesie (1928).djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   6   —

tak z łuku przez siebie zrobionego, zabił parę ptasząt lub małego bodajby zajączka...
Puścił się Jaś pędem w tę stronę, gdzie od kilku dni śpiew jakiegoś ptaka słyszeć się dawał. Podszedłszy do dużego modrzewia, ujrzał, o ogromnych skrzydłach i wielkim dziobie, prześlicznie upierzonego ptaka, który, nie uciekając przed napiętym łukiem chłopczyny, patrzał nań z wielką ufnością i śpiewał.
Śpiew ten był tak czarowny, że Staś stał i słuchał, nie widząc, że i słońce zaszło i księżyc rozjaśnił niebo. Nie słyszał, jak gwiazdy srebrzyste jedna po drugiej ukazując się na niebie, drżąc szeptały do siebie: Patrzcie, oczarowały go melodje leśnego ptaka... Uciekaj, Stasiu, uciekaj!..
Nie słyszał chłopiec niczego, tylko coraz bardziej oczarowany biegł za cu-