Strona:W zaklętym lesie (1928).djvu/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   5   —

Pozwiązywał gałęzie łykiem, ponatykał z czterech stron drewienek, aby podtrzymywały szałasik i, zanim słońce schowało się za obłoki, domek z liści był gotów i maleńka Marychna, klaszcząc w rączki z radości, układała się na mchu i sianie do snu w tej liściastej lepiance.
Staś i Marychna były to dzieci złotej królowej, od włosów złotych tak zwanej, opływały więc u mateczki swej w domu w dostatki... gwiazdki z nieba, gdyby zażądały, pewnieby im mamusia nie odmówiła.
To też ciężko było dziecinom znosić los im przez niegodziwą czarownicę narzucony i gorzko nieraz płakały.
Razu pewnego, gdy Marychna głodna i spłakana, pochyliwszy główkę, zdrzemnęła, postanowił Jasio spróbować szczęścia i coś dla siostrzyczki upolować. Posiliłaby się biedaczka, gdyby