Strona:W podziemiach ruin 16.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Takie dziwne i nieprawdopodobne wieści przyniósł mi list kasztelana, że muszę je sprawdzić osobiście. Prosiłbym więc o chwilę rozmowy.
Chorąży z gniewu zaczął sapać i wąsa targać, ale chorążyna odpowiedziała z uśmiechem:
— Zapewne i do pana grafa doszły słuchy o nowej wojnie, nie dziwię się, że chce je pan sprawdzić i miło mi, iż w dalekiej podróży możemy go ugościć chwilowo.
— Wojna, wojna — odparł graf zmieszany trochę — ale ja mam własny interes, który chciałbym zakończyć, i jestem pewien, że z panem chorążym, jako człekiem rycerskim, łatwo dojdę do ładu. Tymczasem, zanim wojna wybuchnie — uśmiechnął się ironicznie — pozwólcie złożyć u stóp waszych słowa głębokiego szacunku, z jakim dla was jestem zawsze.
Ucałował rękę chorążyny, uścisnął prawicę chorążego, który zwolna, jak gdyby zmuszony, mówił:
— Cieszy mnie, panie grafie, że mój zameczek, jako leżący przy drodze z Marchii do Polski, został obrany na miejsce odpoczynku. Witaj nam jako gość, bądź pozdrowiony.
Młody graf aż pobladł z gniewu, położył rękę na szpadzie, ale pomiarkował się, musnął tylko wąsika i na zaproszenie chorążyny siadł do skromnego posiłku.
W rozmowie oświadczył Niemiec, że Karol XII, król szwedzki, już wkroczył na Litwę i przysłał posłów do księcia Brandeburgii z propozycyą wspólnego uderzenia na Rzeczpospolitą. Książe wzdraga się jeszcze, ale co znamienitsze rycerstwo ochotnie idzie pod sztandary protestanckiego króla.
— A waszmość, panie grafie? — spytał chorąży.
— Jeszcze nie wiem, — odpowiedział Niemiec patrząc mu w oczy śmiało. — Jeżeli znajdę tu, w Polsce krewnych, pójdę na Szwedów, uchybią zasię mej godności, to o lekarstwo przecież nietrudno.