Strona:W podziemiach ruin 11.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wieniach udał się kasztelan do gościnnych pokojów, by przebrać się w strój godniejszy.
Tymczasem pan Maciej Dzierzbicki, któremu ziemianie dla jego zasług wojennych dali tytuł chorążego, wraz z małżonką i służbą przysposabiali przyjęcie.
Pan chorąży wydawał krótkie rozkazy, dotyczące zapasów piwnicy.
Przed nim stał i słuchał uważnie, niegdyś ochmistrz, dziś poważany przyjaciel domu, Michał Ziembiński, ubrany w biały żupanik atłasowy i w kontusz z białemi wylotami.
— Dla takiego gościa, jak kasztelan, dasz, mości Michale, to wino, które pamięta Jana Kazimierza. Dasz je pod koniec, a lżejsze do mięsiwa.
— Rozumiem, mości chorąży, sam dopilnuję kolei.
— Przy stole miej baczne oko na towarzyszów kasztelana — upominał gospodarz.
— Jak zawsze! — odpowiedział pan Michał. — Krzywdy mieć nie będą.
— Idźże, waść, teraz do piwnicy, a klucza nie wypuszczaj z rąk.
Po jego odejściu chorąży spojrzał na wielki stół, uginający się pod bogatą zastawą srebrną. Przed każdym nakryciem stał puchar, a największy i najozdobniejszy, z czystego kryształu przed nakryciem dla kasztelana. Przybiegł wreszcie pachołek, dając znać, iż kasztelan już ubrany.
Wkrótce potem przyodziany w bogaty strój wszedł i sam kasztelan, człek niemłody, dobrze szpakowaty, ale okazały, pełen jeszcze sił i zdrowia, i już z progu mówił:
— Witam uniżenie wielce miłościwą panią chorążynę! O zdrowie i pytać nie potrzebuję, bo wygląda pani chorążyna, jak róża.
Dygnęła pani, rumieniąc się, jak młoda dziewczyna, a tuż zwrócił się kasztelan i do Anielki: