Strona:W podziemiach ruin 06.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siedziała obok męża na ganku zajęta robotą. Nagle, odkładając trzymany w ręku haft, rzekła:
— Jestem niespokojna o Anielkę. Wyjechała tak dawno i dotychczas nie wraca. Może ją koń poniósł? Może spadła z siodła?
— Anielka spadłaby z konia! — zdziwiła się Janinka.— Przecież ona jeździ doskonale!
— Prawdę mówi Janinka — uspokajał mąż. — Bóg nie dał mi syna, ale i on nie jeździłby tak dzielnie jak Anielka. Bywało koń skoczy w bok, zlęknie się, ona nawet nie drgnie na siodle.
— Czemuż nie wraca? — niepokoiła się matka.
— Pewno pojechała daleko, ale zresztą, poco ten niepokój, wszak jest z nią stary Bartosz, a ten ją obroni w każdej potrzebie.
— Otóż i Anielka! — zawołało dziecko, wskazując na daleką kurzawę.
— Chwała Bogu! — szepnęła matka.
— Ależ pędzi, Bartosz zaledwie zdąża, a to przecież jeździec nielada.
Zbliżywszy się do bramy, młoda dziewczyna zwolniła bieg konia, kłusem przejechała dziedziniec, lekko zeskoczyła z siodła przed gankiem i, oddawszy wierzchowca masztalerzowi, pośpieszyła do rodziców. Zarumieniona szybką jazdą weszła na ganek i, całując rękę matki, przemówiła dźwięcznym głosem:
— Niech mi mama daruje to opóźnienie, ale miałam przygodę.
— Jaką? Mów moje dziecko.
— Zaraz opowiem, tylko trochę odpocznę.
— Siadaj obok mnie Anielko i odpocznij — rzekł ojciec.
Po chwili dziewczę zaczęło:
— Byłam w ruinach...
— Tak daleko, i poco? — przerwała matka.
— To niedaleko mamo, może godzina drogi. Na-