Strona:W XX wieku.djvu/139

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzą Arystarchowie nasi, lubujący się tylko w „szlachetnej tendencyi“ i analizujący z taką „subtelną finezyą“ aromat rozmaitych powieściowych i nowelistycznych Rocks-Drops, o stanowczo marchwianym smaku? Prawdobnie odsądzą tę fantazyę od wszelkiej literackiej wartości, a może też, bo i to bywało, odkryją, że to jest plagat z Ariosta, że to poprostu Orland szalony, przetransponowany na Vernowską partyturę, i że (berekekeke, koaks, koaks!) więcej w moim „Wieku XX“ jest z Ariosta i Verne'go, aniżeli z Czarnego Tulipana?
Mniejsza o to! Co do mnie, pragnąłbym tylko, aby to moje opowiadanie, do którego zresztą nie przywiązuję żadnej pretensyi, tak ubawiło czytelników, jak bawiło mnie samego podczas gdym je pisał. Poza tem nie umiałbym wcale powiedzieć, czego ono chce i czego dowodzi, bo „jak fajerwerk z rac kilku tysięcy, chciałem, aby spłonęło tylko... i nic więcej!“
Racz przyjąć szanowny Redaktorze uścisk dłoni życzliwego sługi:

Czarnego Tulipana.

Za zgodność z oryginałem:

Włodzimierz Zagórski.