Strona:W XX wieku.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I rzuciwszy w kąt spory zwój rękopisów, z którymi poprzednio zamierzał udać się do wydawcy, celem ubicia jakiegoś interesu, zabrał się do pakowania swych podróżnych manatków. Uskuteczniwszy pracę tę z gorączkowym pośpiechem, usiadł w fotelu i jął marzyć z uciechą, która go upajała, aż chmurny i jak gdyby przygnębiony szczęścia nadmiarem. Jest albowiem pewna miara błogości, której człowiekowi przekroczyć nie wolno, a po której przekroczeniu dusza czuje się niejako obarczona zbytniem brzemieniem i mdleje, tak jak kwiat, chylący pod ciężarem rosy kielich swój ku ziemi, jakkolwiek z kryształowych pereł jej wszystkiemi porami wchłania w siebie czerstwość, i rozkosz i życie!
Chwilę jakąś siedział Czarny Tulipan w zamyśleniu, nie mogąc sobie zdać sprawy z uczucia, które nim owładło. Tęsknota ku tej jedynej, którą zwał swem drugiem „Ja“ i którą miał wkrótce zobaczyć, rozsadzała mu piersi; zdawało mu się, że czas, który go dzieli od jej widoku, wydłuża się w nieskończoność. Rozdrażniony, spojrzał na zegarek. Miał przed sobą jeszcze trzy godziny oczekiwania i niepokoju. Nie namyślając się długo, powstał śpiesznie z fotelu, osadził na głowie kapelusz, i pobiegłszy do „Międzynarodowego biura magne-